Najtrudniejszy i najwspanialszy czas w moim życiu

Jutro mija pół roku. Tak - dobrze czytacie p ó ł  r o k u od kiedy urodził się Teo. A jeszcze niedawno był taką malutką kruszynką... A troszkę wcześniej małym Okruchem siedzącym w moim, niemałym wcale, brzuchu. Słowa stare jak świat i spowszedniałe, ale jakże prawdziwe - czas leci jak szalony!!! 

Krótkie podsumowanie życia Teo:
  • Wzrost: coś ponad 68 cm, bo bodziaki tego rozmiaru są już ciut przymałe
  • Waga: trochę ponad 8,5 kg (jest co ponosić :))
  • Osiągnięcia:
- gaworzenie po teolińskiemu, piszczenie, chichranie się i wydawanie dźwięków przypominających śpiewanie (szczególnie w aucie),
- rozpoznawanie rodziców i dziadków z daleka (np. z balkonu na II piętrze),
- obracanie się na boki i jak się zechce (leniuch mały z Teo) to na plecki lub na brzuszek,
- uparte próby siadania: podnoszenie główki i karku, łapanie się rączkami wszystkiego i próby podciągnięcia,
- odkrycie własnych stóp!
- reagowanie śmiechem na a-kuku! i raczka nieboraczka,
- głośne chichoty przy łaskotkach i próby wymuszenia łaskotek (jęczenie, jęczenie, a jak zwróci się uwagę na niego to od razu się śmieje).


Podsumowanie mojego bycia mamą:
  • jako odwieczny śpioch nie wiedziałam, że mogę tak mało spać - 4-5 godzin i to z przerwami;
  • nie widziałam, że mogę też tak szybko jeść - obiad dosłownie wchłaniam w kilka minut o ile w ogóle go jem;
  • nie wiedziałam, że dam radę ponad godzinę dźwigać kilku kg bobasa i przy tym jeszcze podskakiwać i robić różnego rodzaju figury - wszystko, aby usnął;
  • obawiałam się o wagę po porodzie - ważę tyle, co w szkole podstawowej;
  • zaczęłam mieć ochotę na słodycze (!!!) - to zupełna nowość w moim repertuarze smaków, bo poza lodami i czekoladą jednej z marek nie pałałam miłością do słodkości;
  • spodziewałam się skoków nastrojów spowodowanych hormonami, ale żebym na każdą nową umiejętność T. i na każde wspomnienie miłych wspólnych chwil typu pierwsze spojrzenie czy chrzest reagowała łzami to już przesada;
  • nie wiedziałam, że dzieci mogą tyle płakać;
  • obawiałam się zmiany pieluch, a zmieniam i jakoś specjalnie nie narzekam (to pewnie przez te hormony :P);
  • liczyłam, że w nocy do Małego będziemy z mężem wstawać na zmianę, a on śpi jak zabity i nie słyszy (???!!!) wrzasków T. (WTF?);
  • nie widziałam, że karmienie piersią jest takie trudne - ot czysta biologia, a to wcale nie taka bajka;
  • bałam się, że T. będzie płakał jak wyjdę z domu, a tu mijają 4 godziny, a on jakby nie zauważał mojej nieobecności (i cieszę się i nie cieszę, ech...);
  • w życiu tyle nie chodziłam na spacery - i jeszcze jedno: nawet to polubiłam :D.
Jak widać większości rzeczy i sytuacji nie wyobrażałam sobie, więc albo byłam niedouczona :P albo po prostu bardzo wzbogaciłam się w wiedzę i nowe umiejętności i doświadczenia. 
Miniony czas zarówno ciąży, jak i macierzyństwa to chyba najbardziej wymagający okres w moim życiu - nie dość, że wszystko nowe, tylu rzeczy nie byłam pewna, a jeszcze większej ilości nie wiedziałam, to doszedł do tego duży jak na mnie wysiłek fizyczny w postaci dźwigania Teo najpierw w brzuszku, a teraz na rękach. I ciągłe poczucie odpowiedzialności i obawy o tego Skarba, który jest najwspanialszy pod słońcem!


Rośnij zdrowo kochana Kruszynko, śmiej się jeszcze więcej i bądź wciąż tak ciekawy świata, jak teraz! 

1 komentarz :

  1. Aniu, jesteś wspaniałą mamą! Szkoda, że tak do Was daleko :( Buziaki! A jak z Twoim powrotem do pracy?

    OdpowiedzUsuń